"W nocy, nad ranem przewieziemy Cię do Starej Lubovni na Słowację pod ruiny średniowiecznego hradu, który niegdyś bronił południowej
granicy Rzeczpospolitej. Start nastąpi o godzinie 6 rano (...)"
16.06.2018, 4:45
Postanowiłam, że nie pobiegnę, jeśli będzie gorąco. Nie wzięłam pod uwagę, że o 4:45 rano nie wiadomo jeszcze, czy będzie gorąco. Ups.
Siedzę z Matysem w autobusie. Matys jest dobry w te klocki, Matys przebiegł rok temu w 7 h, Matys w tym roku ma anginę
i oddychając, wydaje odgłosy jak przytkana rura. Ups.
Zapomniałam worka z czystymi ubraniami na przepak na mecie. Ups.
To będzie dobry dzień.
Wywożą nas na Słowację, strzał z armaty i biegniemy... sekunda, sekunda, jaka armata?
Dzień wcześniej.
Siedzę i czekam na Dominika. Dominik pracuje jako wolontariusz. Dzwonię:
- No hej, gdzie jesteś?
- Będę za 20 min, pojechałem po armatę.
- Czekaj, czekaj, co?? Jaką armatę?
- Organizatorzy załatwili armatę. Będą z niej strzelać na starcie.
- Skąd wy weźmiecie armatę w Rytrze?
- Jakiś facet ma, trzyma w ogródku.
Czy już wspominałam, że to będzie dobry dzień?
16.06.2018, 7:45
(...) żółtym szlakiem udasz się w kierunku Oślego Wierchu 865 m npm. Tuż za nim (...) Cię olśni bo wbiegniesz na Przełęcz Vabec 750 m npm
z kapitalnym widokiem na Tatry. Zbiegniesz ze sto metrów w kierunku Polski i znowu wskoczysz na szlak niebieski, który teraz poprowadzi Cię
górskimi łąkami nad Jarabiną i Litmanovą w kierunku Mededelicy 888 m npm. Tuż za tą ostatnią górą zbiegniesz do znanego w Europie Środkowej dzięki
objawieniom Sanktuarium Maryjnego na Górze Zvir gdzie oprócz tego, że będzie zlokalizowany pierwszy punkt odżywczy będziesz się mógł pomodlić za pomyślność dalszej trasy."
Biegnie się zaskakująco dobrze, nieco szybciej niż założone tempo. Już po 2-3 km zaczynają się widoki, a nam banan nie schodzi z twarzy.
Matys tłumaczy mi różnice pomiędzy growlem, squirlem i howlem, na zbiegach wyprzedzamy, na płaskim nas wyprzedzają.
- Matys, ale byśmy zasuwali, jakbyśmy faktycznie trenowali bieganie!
- Zawsze tak mówisz.
- No. Ale teraz już na pewno zacznę trenować.
- Zawsze tak mówisz.
- Ale teraz na poważnie.
Z góry rozwijamy zawrotną prędkość 15 km/h, na podbiegach zawrotną prędkość światła w wysokości 5 km/h. Niestety na łące, na odkrytym terenie
zaczyna zdrowo grzać. Odryty teren to patelnia, tęskno patrzymy w stronę Tatr, gdzie coś się chmurzy.
Na pierwszym punkcie, po 15 km, mam osuszony 2-litrowy bukłak. Matys polewa mnie wodą, z rozgrzanego łba unosi się para jak w saunie.
9:15
"Następnie rozpoczniesz krótki zbieg w kierunku Litamnovej tuż przed którą odbijesz w prawo w kierunku Ostrych Skałek będących częścią
Pienińskiego Pasma Skałkowego. (...) szlakiem niebieskim biegniesz w kierunku Przełęczy Gromadzkiej, od której Twoim towarzyszem podróży
będzie szlak czerwony, który przez Przełęcz Obidza 930 m npm, Wielki Rogacz 1182 m npm, Przełęcz Żłobki 1106 m npm (tu będzie drugi punkt żywieniowy),
Radziejową 1266 m npm, Złomiste Wierchy 1224 m npm dobiec do Schroniska na Przehybie 1150 m npm, gdzie czekać będzie trzeci punkt żywieniowy."
Biegnie się bajecznie. Wystarczy się odwrócić, obejrzeć, popatrzyć w bok – gdzie okiem sięgnąć – góry. Ochładza się, wietrzyk pieszczotliwie
gładzi rozgrzaną głowę. Większość trasy to szerokie ścieżki leśne, trochę kamieniste, lub łąki. Po 3 h jesteśmy na Przełęczy Żłobki.
Na zbiegu tuż przed drugim punktem żywieniowym spotykamy Karola, który biegnie bez butów. Nie, nie zgubił, on po prostu biega bez butów. Po górach. Ultra.
Drugi punkt żywieniowy to poezja. Ten bieg jest lepszy niż wesele, jeśli chodzi o jedzenie. Arbuzy, bułeczki, cola, izotonik, pomarańcze,
pomidory, kabanosy, przystojni panowie, więcej arbuzów. Pogoda robi się idealna, nastrój świąteczny, bo wszyscy obecni na punkcie mają
zwichrowane poczucie humoru i dobry nastrój. Grupa biegaczy opowiada sobie, jak to rok temu na tejże przełęczy wiało i padało oraz
co się dzieje, jak zagryziesz kabanosa arbuzem. Mam wrażenie, jakbyśmy biegli zaledwie od 10 minut. Pora lecieć dalej, na punkcie spędzamy tylko (dla mnie - aż) kilka minut.
Żegnają nas wolontariusze, biegacze, życzą powodzenia, aż szkoda ich zostawiać. I arbuzy zostawiać. I przystojnych panów.
Ale szlak wzywa.
Jestem dobra na podejściach. Nie podbiegam, nie śpieszę się, ale prę do przodu jak Terminator. Mijamy mnóstwo ludzi na podejściu na Radziejową,
spodziewam się zeszmacenia i całkowitej anihilacji czwórek, a jest przyjemne szuranie z chłodnym wiaterkiem i dobrym widokiem.
Matys ma inne zdanie :D
Podobnie Przehyba – las miejscami się przerzedza i widok jest nieziemski. Często się zatrzymuję, pierwsza połowa trasy mija mi na zupełnym luzie.
Nic nie boli, jedzenie dobrze się przyjmuje, choć czasem przypomina mi się pomidor wymieszany z colą na drugim punkcie. Cola o smaku pomidora. Mmm. Sam smak.
Nawet nie zdążysz dobrze się zmęczyć, a tu już schronisko na Przehybie, z jego pięknymi widokiem na Tatry.
Spokojne, krótkie podejście, szybki, krótki zbieg i znowu Cię karmią. Wolontariusz sam zdejmuje mi plecak, gdy proszę do o wodę, obsługa jest przemiła, robimy wspólne zdjęcia, jemy zimne arbuzy, niebo. Znowu plotki, konsultacje - ktoś zaliczył uziemienie i obtarł kolano, ktoś wymiotował w krzakach, normalne tematy. Znowu, pora lecieć dalej.
Godzina 10:15
"Stąd będziesz musiał się cofnąć ok. 1 km czerwonym szlakiem w kierunku Wielkiej Przehyby 1191 m npm tuż przed którą skręcisz w lewo
na szlak niebieski, który zaprowadzi Cię przez Wietrzne Dziury 1028 m npm na Polanę Wdżary Niżne na skraju której zmienisz kolor szlaku na zielony.
Dalej zielonym pobiegniesz w kierunku Polany Paszkowej na której znowu zmienisz szlak tym razem na żółty, który trawersując zbocza Kanarkówki
671 m npm przez wiatraki, bunkier sprowadzi Cię do Rytra, gdzie czekać będzie czwarty punkt żywieniowy."
Ten fragment trasy też wspominam dobrze, bo lubię zbieganie i dobre widoki, a te 13 km w dół to jest czysta radość. Duża część zbiegu wiedzie przez las,
jest chłodno i miejscami trudno technicznie (mokre, śliskie kamienie). Mijamy się z biegaczami z dystansu 30 km – przybijane piątki, okrzyki,
uśmiechy działają jak turbodoładowanie.
Zbieg kończy się niesamowitymi widokami Rytra po wybiegnięciu z lasu. Mamy sielankowe, soczyście zielone zbocza, dojrzewające w palącym słońcu pola
glutenu, widok odległych, błękitnych gór. Mamy zapach siana i kwiatów, świst wiatraków, ich białe słupy i ogromne skrzydła.
Mamy szum drzew i moje wycie, gdy zbiegając śpiewam cover DAAB W moim ogrodzie.
Znowu robi się gorąco, na asfalcie mocno grzeje, więc z radością witamy punkt nad Popradem.
Wolontariusze też witają nas z radością, bo Matys oddaje im swoje słodycze, których nie chce mu się już nieść dalej. To 40 km trasy.
Przed nami ostatnie podejście, 18 km, Makowica.
12:00
"W Rytrze przekroczysz Poprad suchą nogą i skierujesz się na Wysoki Most w Dolinie Życzanowskiej skąd atakować będziesz Makowicę 948 m npm.
Jak już zdobędziesz Makowicę to wyżej tego dnia już nie będziesz bowiem szlakiem niebieskim udasz się na spotkanie z szlakiem czerwonym,
który doprowadzi Cię do Schroniska na Cyrli za którym ok. 300 m skręcisz z szlaku w prawo i przyjemną drogą stokową wśród bukowego lasu
pobiegniesz zdobyć ruiny ryterskiego zamku z których będzie już widać Hotel Perła Południa i czekającą na Ciebie metę."
Ten fragment trasy bardziej doświadczeni biegacze opisywali następująco:
- Makowica nie jest jakoś bardzo trudna, po prostu jest wkur...ąca
- Najgorzej, że jest na sam koniec
- Kurwi...a Makowica
Moim zdaniem na podejście na Makowicę trzeba mieć kijki, silne nogi i dobre nastawienie. Wszystkie te rzeczy mam, więc idzie się przyjemnie. K
rok za krokiem, jak mrówka, wspinam się do góry, krótkie wypłaszczenie terenu, i znowu do góry, i tak w kółko. Chwilami musze iść zgięta w pół,
bo jeśli bym się wyprostowała, to zjechałabym w dół. Rozważam chwilami zastosowanie techniki czworakowania lub podchodzenia tyłem, żeby nie odpaść
od pionowego prawie podejścia. Niemniej jednak dobrze myślę o "kur..y Makowicy", bo pozwala mi wyprzedzić kilka osób i wpaść w trans, gdzie 5 min
mija jak 5 h. W słuchawkach
Wardruna,
dookoła ciemny, wilgotny las, duchota, burzowe chmury. Dla mnie Makowica jest magiczna.
Tuż przed szczytem zostawiam Matysa i decyduję się napierać sama. To dobra decyzja, bo Matys jest już wykończony moim śpiewaniem
(od 30 km lecę w słuchawkach i robię sobie karaoke – fałszując motywuję ludzi do szybszego biegania/ucieczki). No i mogę jeszcze przyspieszyć.
Zbieg z Makowicy jest najgorszą częścią całej tej trasy – asfalt i kostka betonowa powodują, że moje przodostopie zamienia się
w mięso mielone. I tu na słuchawki wjeżdża zapętlony utwór
Closer,
– przez 30 min zbiegu słucham tylko tego. Repeat. Repeat. Cyrla. Las. Asfalt. Repeat. Zmęczona radość. Moje odciski mają odciski.
Niby smutne, bo tak bardzo boli, ale jest wesoły akcent, bo przy zamku czeka Dominik z colą i wolontariuszka, która mnie komplementuje "na zmęczoną nie wyglądasz".
Bo nie jestem zmęczona, bolą mnie tylko bardzo, bardzo stopy i męczy duchota. Ostatni podbieg, 3 km do Hotelu Perła Południa idę szybkim marszobiegiem,
a na mecie wita mnie szalony spiker Zenek.
Po 8 godzinach i 47 minutach kończę swoje pierwsze w życiu, oficjalne ultra w formule "z punktu A do punktu B" – z gigantycznymi bąblami na stopach
i ogromnym bananem na twarzy, który nie schodzi mi do dziś.
Ogranizacja biegu? Bez zarzutu. Były pewne problemy z oznakowaniem trasy, bo jacyś mili turyści – wandale pozdzierali oznaczenia, ale ogrowie szybko reagowali na takie sytuacje. Za arbuzy na punktach, poczucie humoru i częstowanie winkiem na mecie powinno się ich beatyfikować.
Baza noclegowa w Rytrze może być problemem – warto rezerwować coś wcześniej albo szukać po znajomych.
Trasa jest idealna na pierwszy bieg ultra – dobrze oznakowana, zaopatrzona gęsto w punkty, łatwa technicznie i szybka.
Jednocześnie wymaga bardzo mocnej psychiki i dobrego planowania – ale to chyba jak każde ultra.
Największe plusy:
- start ze Słowacji – dodaje smaczku. Dodatkowo biegnie się od zamku do zamku, więc jest bardzo ładna, symboliczna wręcz pętla.
- organizatorzy i atmosfera: po rozdaniu nagród wspólne tańce do lokalnej muzyki, fajny gadżet w pakiecie startowym, obowiązkowi wolontariusze, świetnie wyposażone punkty odżywcze i dobrze oznakowana trasa
- bardzo niska cena
- lokalizacja
- oczywiście widoki i towarzystwo
Minusy:
- pewna część trasy to asfalt lub kostka – niezbyt przyjazne dla stóp. Zbieg 3 km po betonie i ostatni podbieg do Perły Południa, nawet jeśli ładne widokowo, to są po prostu bolesne.
Klasycznie, polecam gorąco poniewierkę w Rytrze :)